poniedziałek, 30 maja 2016


Lepiej żyć jeden dzień jak tygrys niż sto lat jak owca.*


Aleksandra Doby chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, zwłaszcza że ostatnio - w związku z jego nowym wyzwaniem - znów zrobiło się o nim głośno. Nieustraszony kajakarz wczoraj wypłynął z New Jersey w Stanach Zjednoczonych, aby po przebyciu Atlantyku, za około cztery miesiące - w swoje siedemdziesiąte urodziny! - zameldować się w porcie w Lizbonie. Co sprawia, że po dwóch wyprawach transatlantyckich nadal odczuwa niedosyt? Co wciąż gna go na morza i oceany?

Aleksander Doba od zawsze był niespokojnym duchem, który nie potrafi usiedzieć w miejscu. Nad spotkania rodzinne przedkładał obcowanie z żywiołami wody, powietrza i ziemi. Uprawiał kolarstwo górskie, latał na szybowcach, skakał ze spadochronem, ale najwierniejszy pozostał pływaniu. Zaczynał od mniejszych wyzwań - najpierw na wodach polskich, później europejskich, ale z czasem jego umysł zaczęła zaprzątać myśl o Atlantyku. A że jest osobą ambitną i szalenie upartą, nie poprzestał na marzeniach, lecz zaczął pracować nad ich spełnieniem. Jak sam mówi, każda kolejna wyprawa jest wyprawą życia, dlatego nie chce osiąść w jednym miejscu i napawać się wspomnieniami. W takim przekonaniu tkwi wiara, że najważniejsze dopiero przed nim. 

Olek Doba to arcyciekawa postać, niesamowicie inspirująca i z ogromnym poczuciem humoru (podczas jednego z festiwali podróżniczych miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu z nim, któremu towarzyszyły liczne salwy śmiechu z sali**). Mimo siwych włosów jest to mężczyzna pełen krzepy i wewnętrznej siły, który przeciwności losu potrafi przekuć w dar losu (tak było m.in. w przypadku złamania się pałąka w kajaku). O tym wszystkim - o jego życiu, historii pasji, kulisach wypraw, a także podejściu jego najbliższych do niebezpiecznej pasji męża, ojca i dziadka - przeczytacie w książce Dominika Szczepańskiego (?) Na oceanie nie ma ciszy. Spostrzegawcze oko zapewne wychwyciło znak zapytania przy osobie autora książki. Może czegoś nie doczytałam, ale w moim odczuciu autorstwo należałoby przypisać Aleksandrowi Dobie, którego wspomnienia zajmują około 280 z 330 stron książki. A może część wspomnieniowa, mimo iż pisana w pierwszej osobie, została spisana (a więc również przesiana przez umysł osoby postronnej) przez Dominika Szczepańskiego? Przyznam, że ta niewyjaśniona kwestia do dziś - a minęło trochę czasu od lektury - nie daje mi spokoju. Do samej treści książki nie mam zastrzeżeń - wspomnienia Doby są gęsto przetykane sms-ami od dobrych duchów wyprawy i bliskich, historiami innych żeglarzy (np. Shackleton), wycinkami prasowymi na temat katastrof morskich oraz oczywiście - czego nie mogło zabraknąć w takiej publikacji - kolorowymi fotografiami z archiwum autora. 

Jeśli chcecie dowiedzieć się jak wygląda życie pełne pasji czy samotna żegluga, sięgnijcie po książkę. I nie zapomnijcie trzymać kciuków za pomyślne wiatry dla Olka! 

Agora 2015

* Dominik Szczepański, Na oceanie nie ma ciszy. Biografia Aleksandra Doby, który przepłynął kajakiem Atlantyk, Agora, Warszawa 2015, s. 329.
** Polecam rozmowę z Aleksandrem Dobą w Trójce (do posłuchania): http://www.polskieradio.pl/9/735/Artykul/1611339,Aleksander-Doba-w-Biurze-Mysli-Znalezionych

1 komentarz: